wydawnictwo: Otwarte
oprawa: miękka
liczba stron: 360
Opis:„Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa. Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna. I zawsze im wierzyłam. Do dziś. Teraz wszystko się zmieniło. Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”. Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem. W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić. Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Moja ocena: 5/6
„Delirium” to pierwsza część trylogii Luren Oliver. Od pierwszych stron powieść wciąga. Przewracałam kartkę po kartce zdenerwowana tak jakbym stała gdzieś tam z boku i dopingowała główną bohaterkę – Lenę. Biorąc tę książkę nie oczekiwałam takich emocji, raz się uśmiechałam patrząc jak główna bohaterka odkrywa co to jest miłość i nie widzi świata poza Aleksem by potem ocierać pot z czoła śledząc jej próby zatajenia objawów delirii. No tak, bo w świecie, w którym żyje Lena miłość to choroba a osoby „zakażone” zostają skazane na śmierć. Jednak główna bohaterka nie daje sobie zamydlić oczu i brnie do celu, do wolności, ciszy – do Głuszy. Tam wszystko jest łatwiejsze. Tam nikt nikogo nie osądza.
Ulubiony cytat:
„Miłość – jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie – moment na krawędzi”